piątek, 9 lutego 2018

Rozdział 3


Po wkroczeniu do apartamentu dziennego Dwójki widzę tam jedynie Brutusa i Pamelę, obecnie siedzących przy stole bez jedzenia, najwidoczniej czekających na swoich podopiecznych, to jest na Aulusa i na mnie. Wyglądają na świeżych i wypoczętych, zresztą, podobnie jak ja… Kąpiele potrafią odświeżyć ciało. Długie, ciemne włosy spięłam w luźny kok, usta pomalowałam ciemną szminką i zakryłam niedoskonałości innymi kosmetykami. Cały efekt psuł strój treningowy; krótkie spodenki i koszulka z zielono-szarymi paskami na bokach. Z boku bluzki widnieje połyskująca liczba 2. Ciekawie? Ani trochę.
Z zamyślenia wyrywa mnie skrzekliwy głos Pameli.
- Och, Enobario, nie zauważyłam cię! Witaj, witaj — piszczy.
— Cześć, cześć — rzucam tylko. Brutus kiwa głową na znak, że mogę usiąść; postanawiam go posłuchać. Kiedy zajmuję miejsce przy kobiecie pochodzącej z Kapitolu, opieram łokcie o blat stołu. Opiekunka patrzy na mnie z wściekłością w oczach… Naprawdę zamierza dbać o maniery?
Aulus przychodzi dopiero po kilku minutach; potargane włosy, biała koszulka i bokserki zdecydowanie rzucają się włosy. Tak długo zajęło mu spełnienie wszelkich potrzeb w łazience? Chyba tylko na to się zdobył! Przez chwilę odczuwam oburzenie, ale po jakimś czasie mam ochotę się tylko śmiać. Dlaczego miałabym przejmować się jego wyglądem? Przecież jest idiotą.
— Sorry — rzuca tylko. Zajmuje miejsce obok mentora, spogląda na mechanizm przygotowujący posiłki i wybiera sobie sytą potrawkę z kurczaka. Reszta idzie w jego ślady; ja i Pamela bierzemy sałatkę, Brutus kawał steka i jajecznicy.
— Nie nastawiłem sobie budzika — mówi z pełną buzią. Mam ochotę go zwyczajnie trzepnąć w łeb! Brutus powinien to zrobić, dlaczego jego to nie denerwuje? Czy to normalne zachowanie wśród facetów?  Mój potok myśli przerywa stanowczy głos Pameli.
— Aulusie, przeżuj posiłek i dopiero zacznij mówić! — krzyczy. — Jesteś taki sam jak trybuci z Jedenastki! Moje koleżanki zawsze na nich narzekają! Jedzą jak świnie! — och, zawsze śmieszą mnie zawodnicy z biednych dystryktów. Na paradach trybutów wypadają kiepsko, na pokazach indywidualnych jeszcze gorzej, a na wywiadach nie potrafią zdobyć serc publiczności. Może nie wygrywają dlatego, że nie potrafią pogodzić się z „przerażającą” myślą o Igrzyskach. Po siedemdziesięciu pięciu latach powinni się do nich przyzwyczaić… My, mieszkańcy Dwójki, świecimy dla nich przykładem.
                Temat urywa Brutus. Mężczyzna nie wygląda na zadowolonego… Najwidoczniej nie ma ochoty wychowywać kolejnych trybutów. W karierze mentora zrobił już swoje, wykreował dwóch zwycięzców, innym razem współpracował z Lyme i umarli im trybuci. Czy powinnam nazywać go dobrym opiekunem? Szczerze mówiąc to nic specjalnego dotychczas nie zrobił.
— Dzisiaj pierwszy dzień treningów. Macie jakieś plany? — spogląda na mnie, a potem na siedzącego obok siebie chłopaka.
— Sojusz. Zamierzam  zawiązać sojusz z trybutami z Jedynki i Czwórki — informuję. Mam szczerą nadzieję, że uda mi się wejść w przymierze z innymi silnymi osobami. Nie mówię, że są mi jakoś bardzo potrzebni. Po prostu ułatwią mi wybicie słabych zawodników, potem zwyczajnie załatwię ich. Mam nadzieję, że również tak rozumują; w końcu na arenie nie ma czasu na sentymenty.
— Dobrze. Aulus? — zwraca się do chłopaka. Z powodu wydarzeń ostatniej nocy, mam ochotę trzepnąć go w twarz. Nie zrobię tego tylko dlatego, że potrzebuję z nim sojuszu. Nie ośmieli się tego podważyć.
— Pogadam z chłopakami z Jedynki i Czwórki — odpowiada bez jedzenia w ustach. — Myślę, że się zgodzą. Jeśli nie, trudno, postawimy na tę idiotkę z Jedynki i słabeuszkę z Czwórki — wzrusza ramionami. Obrabianie pleców Beauty może okazać się poważnym przewinieniem. Rudowłosa na pewno zna się na zemście. Może trzeba jej to wszystko przekazać?
— Dobra, odprowadzimy was — wszyscy wstajemy od stołu. Czekamy aż Aulus się ubierze i wreszcie opuszczamy pomieszczenie. Zjeżdżamy windą na najwyższe piętro; po drodze spotykamy jakichś trybutów, chyba z Jedenastego Dystryktu. Zawsze zastanawiałam się dlaczego przeważają tam czarnoskórzy ludzie.
Brutus posyła ich mentorowi, wysokiemu mężczyźnie z plakietką Chaff, groźne spojrzenie. Został mu charakterek wyszkolonego trybuta, urodzonego lidera silnej grupy. Aroganckie ścierwo…
W końcu docieramy do mosiężnych drzwi. Rozstajemy się z opiekunami i wchodzimy do środka. W moje oczy rzucają się stoiska z różnymi rodzajami broni oraz masa instruktorów czekających na pytania zawodników. W środku ćwiczą już także trybuci z Jedynki, Trójki, Czwórki, Szóstki i Dwunastki.
Jestem na tyle zaaferowana odkrywaniem coraz to nowszych stanowisk, że prawie nie zauważam, gdy Aulus podchodzi do chłopaka z Dystryktu Czwartego. Przyglądam się swoim potencjalnym sojusznikom - Mercy z Czwórki całkiem sprawnie wbija kastety w manekiny, Aidan z tego samego Okręgu nieźle włada siekierą, a Obsidian z Jedynki niesamowicie posługuje się mieczem. Cholera. Do kogo najpierw podejść?
Najpierw pokażę na co mnie stać. Z najbliższego stanowiska zabieram zwykły nóż bojowy, moją ulubioną i najpraktyczniejszą broń. Następnie wchodzę na pole z dziesięcioma manekinami.
- Zaczynać? – pyta stojący obok instruktor. Kiwam głową na znak, że jestem gotowa. Sekundę później trzy manekiny na raz pędzą do mnie na dziwnym mechanizmie. Podbiegam do jednego z nich, rozcinam jego twarz ostrzem i zajmuję się kolejnymi dwoma. Jeden z nich dostaje kopniaka w twarz, drugi nóż w głowę.
Niestety, nadchodzi salwa w postaci pięciu takich manekinów. Rzucam bronią w najbliższego - trafiam go w ramię. To wystarczy, żeby padł na ziemię. Wyciągam brutalnie broń i pozbywam się kolejnych trzech. Jeden z nich prawie do mnie dobiega, jednak w porę zadaję mu ranę w pomalowaną na czerwono twarz.
Trening zostaje zakończony. Kiedy tylko opuszczam wyznaczone miejsce, instruktor zaczyna ściągać "ciała" i wstawiać nowe. W tym czasie przybyło zaledwie kilka osób. Dalej jesteśmy przed czasem...
Przyglądam się poczynaniom Aulusa. Najwidoczniej nie wyszło mu z Aidanem, bo ćwiczy przy stanowisku z oszczepami. Rzeczywiście idzie mu bardzo dobrze; każda broń dociera do wyznaczonego celu. Na mojej twarzy pojawia się uśmiech satysfakcji. Jego miejsce zastępuje zdziwienie, gdy do mych uszu dobiega głośny, dziewczęcy głos.
- Ty musisz być Enobaria!
Odwracam się w kierunku, z którego dochodzi. Przede mną stoi rudowłosa dziewczyna z Dystryktu Pierwszego. Szeroko się uśmiecha. Odwzajemniam ten jakże miły gest.
- Beauty Haynes, trybutka z Jedynki! – och, jaka dumna. Przez chwilę przyglądam się jej uważnie; z bliska wygląda jeszcze lepiej niż w telewizorze. Długie, rude włosy sięgają pasa, brązowe oczy przeszywają mnie na wylot, a idealnie gładka twarz wzbudza zazdrość wielu dziewczyn trenujących w Ośrodku. Zasługuje na tytuł najpiękniejszej trybutki tych Igrzysk…
— Tak, mam na imię Enobaria — odpowiadam. Kompletnie zapominam jak powinnam się w takiej sytuacji zachować! Powinnam się cieszyć, że to ona postanowiła postawić pierwsze kroki... co robię? Psuję wszystko.
— Widziałam wasze wczorajsze stroje — piszczy głośno. Zwraca na siebie uwagę gromadzących się zawodników. Prawdziwa dama, no nie? Jestem pewna, że mogłaby zabłysnąć w Kapitolu. Jako aktorka czy dziennikarka… Szkoda, że nie będzie miała szansy tego spróbować. W końcu polegnie na arenie! — Bardzo ładne — w jej głosie wyczuwam sztuczność.
— Dzięki — chcę jak najszybciej urwać temat o Paradzie. W przeciwieństwie do rudowłosej, nie interesuję się modą. Właśnie z tego powodu przechodzę do konkretów. — Prosta sprawa, Beauty — staram się brzmieć łagodnie. — Powinnyśmy trzymać się razem. Wspólnie zniszczymy tych słabiaków! — przy ostatnich słowach podnoszę głos, by wszyscy dobrze słyszeli o naszych zamiarach. Kilku zawodników z słabych Dystryktów spogląda w naszą stronę.
Osiemnastolatka śmieje się głośno. Po chwili przybiera jednak poważny wyraz twarzy, odgarnia rude włosy na prawą stronę i odpowiada stanowczo:
- Czuję, że się polubimy.
Postanawiam kontynuować rozmowę.
— Bierzemy jeszcze kogoś? — to pytanie retoryczne.
- Jasne. Co z chłopakiem z twojego Dystryktu? - pyta zaciekawiona. Zmierzamy do stanowiska z tarczami do strzelania z łuku. Najwyraźniej to jej ulubiona broń - dość popularna wśród dziewcząt z Jedynki.
— Cóż, mówił, że w porządku — trochę kłamię. — A ten blondyn z twojego? — dodaję.
— Och, to idiota — Beauty przewraca teatralnie oczyma. — Kiedy próbowałam z nim o tym rozmawiać, milczał. Zwyzywał Summer, bo próbowała przemówić mu do rozsądku — tłumaczy. Szkoda. Wygląda na silnego zawodnika - potężnego sojusznika i groźnego przeciwnika jednocześnie. Wszystko się komplikuje. — Możemy spróbować z Czwórką.
— Aulus rozmawiał z Aidanem, ale chyba nic z tego — kręcę głową.
- Och, pozwól, że to załatwię - przewraca oczyma. W jednej chwili poprawia biust, czochra włosy i rusza w kierunku trybuta z Czwórki. Chłopak opiera się o kolumnę przy stoisku z toporami, najwyraźniej odpoczywa. Kiedy podchodzi do niego rudowłosa, prostuje się i spogląda w jej oczy. Podchodzę bliżej, by lepiej wszystko słyszeć.
A może lepiej widzieć? Na moją twarz wstępuje zaskoczenie, gdy osiemnastolatka zaciska palce na kroczu trybuta, oblizuje seksownie usta, po czym zbliża je do jego ucha. Szepcze coś, ten prędko odpowiada. A ona? Ona odchodzi z porażającym wdziękiem i klasą. Czwarty odprowadza ją wzrokiem przepełnionym pożądaniem. Beauty jest zdecydowanie ładną osobą, wyróżniającą się z tłumu. Długie, zgrabne nogi bez dzieci w kolanach, w miarę dobry biust i szerokie biodra. Chodzący seksapil. Wielu mężczyzn z Kapitolu oddałoby mnóstwo pieniędzy, żeby spędzić z nią choćby jedną noc.
Kiedy dziewczyna powraca, śmieję się cicho.
- No, to załatwiłaś nam sojusznika – posyłam jej uśmiech. – Jeśli na arenie będzie równie twardy jak teraz twardy jest jego penis, przetrwamy do finału – zastanawiam się skąd we mnie tyle głupich myśli. Nigdy nie żartowałam sobie z takich rzeczy. Uważałam – a może uważam – to za dziecinne.
- Wątpię – dziewczyna wygina twarz w grymasie niezgody. – Oni wszyscy tacy są. Wielcy kozacy, a jak przychodzi co do czego to nawet zachować się nie potrafią – wzrusza ramionami. – Idę trenować. Pogadasz z tą miernotą? – wskazuje palcem na Mercy.
- Jasne. Potem wszystko ci opowiem – zaraz po tym ruszam do stoiska z kastetami. O ile z daleka wygląda na niską, o tyle z bliska szesnastolatka okazuje się naprawdę wysoka. Patrzę na nią i zakładam ręce pod piersi, uwydatniając biust. Nie zamierzam okazywać jej szacunku.
- Enobaria – rzucam na wstępie. Najwidoczniej wytrącam ją z równowagi, bo podskakuje i łapie się za serce. Mam mieć sojusz z taką strachliwą lalunią? Lepszy rydz niż nic.
- Mercy – odpowiada w końcu spokojnym głosem. – Coś się stało? – w jej oczach widzę lekką dozę przerażenia.
- Chciałabym podtrzymać tradycję i złożyć sojusz z trybutów z Jedynki, Dwójki i Czwórki – tłumaczę rzeczowym tonem. Staram się brzmieć mądrze, ale i stanowczo. – Obecnie jest w nim Beauty, chłopak z mojego Dystryktu i Aidan. Dołączysz się?
- Nie – odpowiada ostro. Patrzę na nią ze zdziwieniem w oczach. Ona śmiała mi się odmówić? Powinna zgodzić się od razu. Moje ciało opanowują najróżniejsze emocje, w głównej mierze wściekłość i chęć zemsty. – Mam już sojusz. Sorry – uśmiecha się chytrze.
- Zetrę ci ten uśmieszek z grubej mordy – syczę wkurzona. – Zdechniesz pierwsza – odchodzę zostawiając ją w osłupieniu. Postanawiam zebrać wszystkich swoich sprzymierzeńców do jednego stołu. Najpierw Beauty, potem Aulus i na końcu Aidan. Kiedy wszyscy już siedzimy i jemy zdrowe sałatki, rudowłosa zaczyna rozmowę.
- No, to jak sprawy z naszą kochaną Mercy? – sarkastyczny ton wywołuje w nas wszystkich śmiech. Aidan widocznie nie lubi trybutki z swojego Dystryktu.
- Powiedziała, że ma już sojusz. Nastraszyłam ją – tłumaczę krótko, zwięźle i na temat. Wszyscy spoglądają w kierunku stojącej niedaleko szesnastolatki. Dziewczyna najwidoczniej nas obserwowała, bo szybko spuszcza wzrok.
- Jest wkurzająca. Mówi, że nikogo nie będzie zabijać – mówi osiemnastolatek z Czwórki. Co jakiś czas spogląda na uśmiechniętą od ucha do ucha Beauty. Szykuje nam się nieszczęśliwa miłość na arenie!
- W takim razie pracujemy we czwórkę. Straciliśmy jakieś dwie osoby – stwierdza z przekąsem Aulus. Co racja to racja… W większości przypadków sojusz tworzyło sześć osób, a nie marne cztery. – Może zwerbujemy kogoś z biednego Dystryktu?
- Zwariowałeś?! – mówię trochę za głośno. – Wiesz jaki będzie wstyd? Wszyscy będą nazywać nas słabeuszami – nie podoba mi się ten pomysł. Zdecydowanie nie powinniśmy przyjmować jakichś tępaków.
- Poradzimy sobie. Czym tak w ogóle się posługujecie? – pyta wreszcie Aidan.
- Potrafię strzelać z łuku i… - Beauty spogląda wymownie na pytającego. – Łagodzić ból. Mój ojciec jest lekarzem – tłumaczy.
- Głównie nóż – odpowiadam. Nie chcę zdradzać reszty swoich umiejętności – zresztą, chyba takowych nie posiadam.
- Oszczepy, włócznie – słyszę głos Aulusa.
- No, ja walczę toporami – na końcu padają słowa Czwórki. W pewnym momencie słyszymy gruby, donośny głos rosłego instruktora. Patrzymy w jego kierunku. Wszyscy trybuci mają się wokół niego zebrać.
- Mam na imię Rock. Będę waszym przewodnikiem tylko dzisiaj i jutro… Potem traficie na arenę. Wiem, że wszyscy chcecie nauczyć się walczyć bronią – rzuca wymowne spojrzenie w kierunku trybuta z Dziesiątki. Musiał coś przeskrobać. – Ale większość z was zginie z przyczyn naturalnych. Infekcje, pragnienie, głód… To jest wasz prawdziwy przeciwnik. Rzućcie więc okiem na wszystkie stanowiska. Ogień może okazać się silniejszym sojusznikiem niż najlepszy trybut.
- A teraz… - oddycha głęboko. - Zapraszam wszystkich na próbny trening – kiedy wszyscy ustawiamy się wokół wielkiego pola złożonego z materaców, mężczyzna zaczyna tłumaczyć zasady. – Stwórzcie dwuosobowe grupy. Stoczycie walkę dwa na dwa, dziewczyny na dziewczyny, chłopcy na chłopaków. Z każdej walki wyłonimy zwycięską grupę, która potem stoczy walkę z innymi triumfatorami. Wszystko jasne? – pyta. Przytakujemy. – Wybierzcie sobie makietowe bronie.
- To co, kochana, para? – Beauty łapie mnie za ramię. Kiwam twierdząco głową i biorę sztuczny nóż. Ona idzie w moje ślady. Dobrze rozumuje, na takim polu łuk nie zda sprawy.
Za jakiś czas walkę toczy ofermowata siostra Nathana Walkera w parze z jakąś inną piętnastolatką, chyba z Ósemki. Przeciwko nim staje czarnoskóra z Jedenastki i jakaś bezpłciowa z Siódemki. Druga grupa wychodzi ze starcia zwycięsko.
W końcu wchodzimy na platformę. Dziesiątka i Dwunastka stają naprzeciwko… W dłoniach dzierżą sztuczne sztylety. Start. Jeden rzut nożem – leży Dziesiątka. Moja sojuszniczka powala Dwunastkę tak szybko jak zrobiłam to ja.
Aidan i Aulus wygrywają z partnerami z Dystryktów naszych przeciwniczek. Turniej dziewcząt kończy się zwycięstwem Beauty i moim. Aulus i Aidan przegrywają w starciu z Obsidianiem i Michaelem – chłopak z Jedynki powalił obu.
Reszta treningu mija spokojnie. Trenuję trochę walkę nożem, obgaduję z sojusznikami innych trybutów. Żegnam się z nimi w windzie, tuż przed wstąpieniem do apartamentu dziennego. Czekają tam na nas Brutus i Pamela.
- I jak wam poszło? – pyta rozochocona opiekunka. – Przygotowałam wam bardziej syty posiłek. Deseru nie będzie, bo w przeciwieństwie do biedniejszych, musicie trzymać formę – zdążyłam przyzwyczaić się do rygorystycznego wychowania. W Dwójce musieliśmy przestrzegać wyznaczonych przez Akademię zasad.
- Dobrze – mówię, gdy wreszcie siadamy. – Mamy sojusz z Beauty i Aidanem. Chłopak z Jedynki i dziewczyna z Czwórki nie chcieli – dodaję z lekkim smutkiem w głosie.
- Idioci – komentuje Brutus. – Zmniejszają swoją szansę na zwycięstwo. Wy sobie spokojnie poradzicie – te słowa zdecydowanie poprawiają mi samopoczucie.
Dzisiejszego dnia zasypiam szczęśliwa.



Hejka!
Rozdziału nie było, bo czekałem na trochę więcej opinii. Trudno, blogsfera umiera, wszystko przybiera na sile. Być może niedługo nikogo już tutaj nie będzie. :c Generalnie to... jest nowy szablon, dziękuję Elmo! Mam nadzieję, że Wam się podoba. Co do kolejnych rozdziałów, cóż, będą pojawiać się co tydzień.
Zapraszam tutaj: https://robin-mroczne-czasy.blogspot.com/

piątek, 26 stycznia 2018

Rozdział 2

Siedzę przy stole i przysłuchuję się zaciekłej dyskusji Brutusa i Aulusa na temat zagrożeń przygotowanych przez organizatorów. Jeśli trybuci nie mogą odnaleźć się na arenie i zwyczajnie pozabijać, twórcy gry starają się zapewnić rozrywkę widzom w inny sposób. Najczęściej stawiają na trudne warunki pogodowe, kule ognia wylatujące znikąd i zmieszańce - zmutowane genetycznie, hodowane przez kapitol stwory przybierające formę silniej zbudowanych zwierząt, dopasowanych do areny.
Kiedy mam dość słuchania o kolejnych wichurach, burzach i powodziach, zwracam się do mentora. Ten spogląda na mnie tak jakby nie zdawał sobie sprawy z mojej obecności przy stole.
- Kiedy będziemy w Kapitolu? - tak naprawdę wcale mnie to nie interesuje. Chcę tylko zmienić ten beznadziejny temat.
- Cóż - wzdycha mężczyzna. - Prawdopodobnie już niedługo. Pamela poszła do wagonu informacyjnego, zaraz powinna wrócić - w tym samym momencie drzwi do przedziału się otwierają. Staje w nich ubrana w strój z ości ryb kobieta. Włosy ułożyła sobie w grube pasma, a twarz umalowała na niebiesko. Wygląda marnie. 
- Przygotujcie się, kochani - uśmiecha się serdecznie. - Mówiłam wam już jak ważne jest zdobycie serc sponsorów? To oni pomogą w przetrwaniu na arenie - kiedy otwiera usta po raz kolejny, Brutus przewraca teatralnie oczami.
- Doskonale o tym wiedzą - mówi. - Tylko nie rób z nich idiotek z Jedynki, mają wyglądać normalnie - przy ostatnim słowie puszcza mi oczko. W Dwójce zawsze śmieliśmy się z reprezentatów Pierwszego Dystryktu. Zyskali Akademię za to, że zwrócili się przeciwko władzy w trakcie Mrocznych Dni. Tylko my zasłużyliśmy na przywilej treningu! Zresztą, te blondwłose panienki zazwyczaj nie mają zielonego pojęcia o walce. Zakładamy z nimi sojusze tylko dlatego, że tak wypada, że taka jest tradycja. 
Moje krótkie przemyślenia przerywa głośny pisk Pameli. Kobieta podbiega do mnie, schyla się i łapie za ramię. Zaczyna głośno skrzyczeć.
- Och, Enobario, zrobię z ciebie ślicznotkę! Myślę, że wystarczą lekkie cienie, nieco ciemniejsza szminka i mała dawka bronzera. I tak masz ładne kości policzkowe - zawsze nakładałam delikatny make-up. Mam nadzieję, że ona też nie przesadzi...
- Dobrze - zaczynam. - Ale idę w zwykłych ciuchach. Nie będę się męczyć w kolejnej sukience - wzruszam ramionami. Aulus parska śmiechem, piorunuję go więc wzrokiem. Osiemnastolatek posyła mi szturchańca w ramię. W tym samym momencie przypominam sobie o Shanie. Moja przyjaciółka musi przeżywać teraz koszmar - siedzi w domu wraz z rodzicami i piętnastoletnim bratem. Kto wie, może niedługo i on trafi na arenę? Wielka szkoda. Nie powinna jednak mieć mi tego za złe. W końcu ja nie chciałam iść na rzeź z Aulusem... To wszystko jego wina. 
                Następne pół godziny spędzam z opiekunką. Efekt końcowy miał mnie zaskoczyć - w rzeczywistości nie widzę żadnej różnicy. Kiedy opuszczamy pokój Pamelki, chłopcy siedzą na krzesłach.
- Ładnie wyglądasz - stwierdza Aulus. Rzadko słyszę komplementy - muszę przyznać, że są całkiem miłe. O ile jestem świadoma swoich atutów, o tyle nie potrafię ich dobrze wykorzystać. Zresztą, nigdy nawet nie próbowałam.
- Dzięki - odpowiadam w końcu. Brutus tylko wzrusza ramionami. - Może obejrzymy wreszcie powtórki z Dożynek? Będziemy wiedzieć z kim mamy do czynienia - proponuję. Wszyscy zgodnie kiwają głowami. Wkrótce zasiadamy przed olbrzymim, płaskim telewizorem i włączamy wczorajszy program. Na ekranie telewizora pojawia się zniszczony operacjami plastycznymi mężczyzna, Caesar Flickerman. Co roku farbuje włosy na inny kolor, w tym postawił na gnijącą zieleń.
- Witam, witam! Właśnie odbyły się coroczne Dożynki, na których wybrano dwudziestu czterech młodych ludzi, gotowych do walki na arenie. Na pewno chcecie ich poznać, hm? No to zapraszam! - Chwilę później ustępuje miejsca dla Pałacu Sprawiedliwości - pięknego i luksusowego budynku z Dystryktu Pierwszego. 
W tym miejscu Dożynki nie przebiegły tradycyjnie. Wysoka, powabna rudowłosa dziewczyna weszła na scenę zanim opiekunka zdołała wypowiedzieć jakiekolwiek słowo. Nastolatka wyrwała jej mikrofon z ręki i przedstawiła się jako Beauty Haynes. Och, jakie idiotyczne imię... No cóż, mieszkańcy Pierwszego mają tendencję do nazywania dzieci w ekscentryczny sposób. Niemniej, jeśli chodzi o sponsorów, rudowłosa będzie dużą konkurencją.
Prawdziwe zagrożenie stanowi wylosowany Obsidian, umięśniony blondyn o groźnym wyrazie twarzy. Naprawdę nie chciał się zgłosić? No cóż. Potem na ekranie pojawiam się ja, dumna i pewna siebie osiemnastolatka z groźnym wyrazem twarzy. Towarzyszy mi Aulus, z początku przerażony, potem pewny siebie wędruje w kierunku sceny. Kamera zatrzymuje się na twarzy mojego ojca, pokazuje jego podziw i dumę. Dobra historia dla Kapitolińczyków. 
W Trzecim padło na bezpłciowy duet; blondynka z burzą loków i chłopak o podobnych włosach. Potem nadchodzi Czwórka, nasi przyszli sojusznicy.  Mercy Maxwell to średniego wzrostu blondynka z ciemnymi pasemkami. Nie wygląda na silną. Stanowi zupełne przeciwieństwo barczystego bruneta, Aidana Waterfalla. Piątka i Szóstka, szkoda gadać... Jakaś azjatka i niesamowicie niska szatynka. Chłopcy chłystki... Łatwe cele. Siódemka wystawiła całkiem dobry duet; dziewczynę o ostrych rysach twarzy i Michael'a, wysokiego i umięśnionego osiemnastolatka. Wyglądają na pewnych siebie.
W Ósmym los padł na słabiutką piętnastolatkę i szczurowatego azjatę.
Duet z Dziewiątki stanowi piętnastoletnia Emily i jej osiemnastoletni brat, Nathan. Chłopak zrobi wszystko, żeby ją ocalić... Jaka szkoda, że mu się nie uda. Trzeba się go szybko pozbyć, bo na pewno będzie miał wielu sponsorów.
Dziesiątka przedstawia bezpłciowe osoby, to jest ciemnowłosą Eleanor i Alexandra o dziecięcej twarzy. Skupiam się dopiero na Jedenastce; wysoka czarnoskóra osiemnastolatka wydaje się silna i pewna siebie. Chłopak mniej, ale wciąż... Nadchodzi kolej Dwunastki. Na nich kompletnie nie zwracam uwagi, i tak zginą na samym począku.
 - I co sądzicie o tegorocznym składzie? - pyta Brutus.  - Myślę, że są całkiem dobrzy. 
- Wątpię - parska Aulus. - Chcę tylko sojuszu z Aidanem i chłopakiem z Siódmego. Przydadzą się - tłumaczy, a ja uderzam go w ramię. Naprawdę byłby w stanie zawiązać przymierze z trybutem z biednego Dystryktu? Michael się do nas nie nadaje!
- Przestań. Będziemy mieć sojusz z Jedynką i Czwórką... - mruczę.
- Ta ruda nie wygląda na zaufaną. Nie wiem czy... - zaczyna Brutus, ale nie pozwalam mu dokończyć. Muszę postawić na swoim.
- Chcę mieć z nią sojusz. Tyle w tym temacie - w tym samym momencie pociąg zatrzymuje się. Mentor spokojnie prowadzi nas do wyjścia. Pamela mówi coś o uśmiechach i machaniu. Mentor daje nam ostatnie wskazówki dotyczące zachowania wśród czekającego tłumu, a stojący po prawej stronie Pameli lokaj nerwowo zaciska palce.
Kiedy drzwi otwierają się z głośnym sykiem, w moje uszy uderza olbrzymia mieszanina głosów. Widzę plamę kolorowych ludzi; najróżniejsze ubrania, prawdopodobnie modne w Kapitolu, wyimaginowane fryzury i wytatuowane skóry. Kapitolińczycy są żywi. Machają i wrzeszczą jak oszalałe zwierzęta wypuszczone z jakiegoś zoo...
Wychodzę na zewnątrz. Zauważam, że peron należący do Dystryktu Pierwszego jest już cały zapełniony - no tak, oni wiedzą jak zyskać publiczność. Reszta Dystryktów wcale nie pozostaje w tyle. Nawet najbiedniejsi zyskali swoich widzów. I tak nie dożyją do trzeciego dnia Igrzysk...
Dopiero po chwili zwracam uwagę na idącego obok Aulusa. Najwyraźniej zapomniał o strachu towarzyszącym mu podczas Dożynek. Obecnie uśmiecha się perliście, macha do ludzi i całuje dłonie wytapetowanych dziewcząt. Sama zaczynam puszczać wszystkim oczka, przywoływać na twarz sztuczne banany. Gwar jest nie do opisania! Naprawdę tak bardzo nas kochają?
W końcu wychodzimy z przystanku na ulicę. Stolica jest śliczna - wszędzie rozchodzą się olbrzymie, sięgające nieba budynki, Igrzyskowe dekoracje i plakaty obwieszczające początek Głodowych Igrzysk.
Zmierzamy do Ośrodka Szkoleniowego - budynku, w którym spędzimy następne trzy dni. Parada Trybutów, na której pokażemy się całemu kraju w dziwnych strojach, przygotowanie do przetrwania na arenie i Pokaz Indywidualny, a na koniec wywiad. To trzy uroczystości poprzedzające rozpoczęcie Głodowych Igrzysk. Trochę to męczące - wolałabym pozabijać wszystkich już dzisiaj. Co w tym trudnego? Słabeusze i tak niczego się nie nauczą. Realne szanse na zwycięstwo mam tylko ja.
W wędrówce towarzyszą nam mieszkańcy. Jedni odchodzą, drudzy przychodzą. Opuszczają nas dopiero przed celem - drugim najwyższym budynkiem w Panem. Wchodzimy do środka. Panuje tam ogromny przepych i bogactwo. Wszędzie rozwieszono obrazy prezydenta, ważnych urzędników i bohaterów historii, najpopularniejszych zwycięzców. Wśród nich rozpoznaję Hailee Conrad, dziewczynę z Dwójki, która zwyciężyła w Dwudziestych Drugich Głodowych Igrzyskach. Z areny zabrała ze sobą zakrwawione pamiątki podarowane przez Dystrykty zamordowanych - kokardki, broszki czy pierścionki.
- Może i ty tutaj zawiśniesz? - mówi Brutus.
- Cóż, wolałabym, żeby zawisła tutaj moja podobizna -  żartuję. Mentor tylko parska śmiechem i odchodzi w kierunku blondwłosej Summer, zwyciężczyzni ubiegłorocznych Igrzysk. Dziewiętnastolatka z Jedynki pomogła dziewczynie z naszego Dystryktu dojść do finałowej Czwórki. To jeden z wyjątków z Jedynki... Wygląd pustej lali pomógł jej w jakimś stopniu przetrwać. Czy tak samo będzie z jej trybutami?
- Zapraszam wszystkich do wind! - odwracam się w kierunku, z którego dochodzi głos. Okazuje się, że słowa te wypowiedział rosły mężczyzna, zapewne kolejny poplecznik Kapitolu. Wszyscy wykonujemy jego polecenie - wkraczamy do olbrzymiej windy, zdolnej pomieścić obu trybutów, ich mentora i opiekuna.
Numer piętra odpowiada numerowi Dystryktu. Pierwsi wysiadają zawodnicy z Jedynki. Dziewczyna macha wsystkim i przesyła buziaka na odległość. Następnie przychodzi nasza kolej - opuszczając windę posyłam groźne spojrzenie grupce słabszych zawodników.
Z pozoru apartament wygląda zwyczajnie. Korytarz z masą drzwi i kilkoma dekoracjami; obrazami zwycięzców z Drugiego Dystryktu, pięknymi roślinami. Wchodzimy do jednego z pomieszczeń. Przez chwilę nie dowierzam własnym oczom. Miejsce, w którym właśnie przebywamy jest ogromne! Wszędzie pełno technologii i delikatnych, uspokajających świateł. Postawiono na nowoczesny wystrój wnętrz.
- No, możecie się rozgościć - Pamela zachowuje się tak jakby wkroczyła do własnego domu. Nic dziwnego, opiekuje się naszym Dystryktem już od kilku lat.
- Gdzie są nasze pokoje? - pyta zachwycony Aulus.
- Drugie i trzecie drzwi od tych, musicie wyjść na korytarz - odpowiada krótko Brutus. - Zanim je zobaczycie, mam wam trochę do powiedzenia - wskazuje palcem na piękną, czarną kanapę. Posłusznie na niej siadam i  wysłuchuję swojego instruktora. - Dzisiaj czeka was Parada Trybutów. Za chwilę wpadnie tu sześć osób, zapewne tępych. Przyszykują dla was kiczowate stroje, które skradną serca Kapitolińczyków. Waszym zadaniem jest uśmiechać się i machać do ludzi - wyjaśnia.
Do rozmowy wtrąca się rozochocona Pamela. Ach, jej tematy.
- Tak, tak! - klaszcze zadowolona. - Musicie pokazać się z jak najlepszej strony. Czy tłumaczyłam wam już jak ważną rolę odgrywają sponsorzy? - pyta.
- Tak, opowiadałaś tysiąc razy! - wrzeszczy wreszcie Aulus. Kobieta spogląda na niego ze smutkiem w oczach, po czym opuszcza pomieszczenie. Chwilę po tym zdarzeniu otrzymujemy pozwolenie na pójście do swoich pokojów.
Tutaj nie ma już takiego zaskoczenia. Ciemne ściany, olbrzymie łóżko i rozsuwana szafa... Zamonotowano także płaski telewizor, prawodpodobnie możliwy do kupienia tylko w Kapitolu. Kiedy mam zamiar włączyć jakiś kiczowaty film, do pomieszczenia wchodzi trójka dziwnie ubranych osób. Dwóch mężczyzn i jedna kobieta, przedstawiają się jakos Yagg, Xenia i Roberto.
- Och, tutaj nie trzeba dużo pracować. Lekki makijaż i wszystko będzie gotowe - mówi druga osoba. Prawdopodobnie o nich mówił Brutus. No cóż, muszę poddać się im badaniom. Nie zamierzam jednak zamieniać z nimi żadnego słowa.
- Pójdziesz z nami. Zajmiemy się tobą, słońce - piszczy Xenia. Idziemy. Nie protestuję, gdy nakładają na mnie "lekki" make-up, kręcą włosy i rozbierają do naga, by poprawić jakość mojej skóry. Cały eksperyment kończy się dopiero po pełnej godzinie.
- Za chwilę przyjdzie do ciebie Sonya ze strojem - informuje mnie Roberto. - Żegnaj, mamy nadzieję, że zrobisz dobre wrażenie - gładzi mnie po ramieniu. Rzeczywiście, zaraz po ich wyjściu do środka wchodzi blada kobieta z tlenionymi, białymi włosami, niebieskim bronzerem i różowymi cieniami.
- Sonya - mówi chłodno. Kiedy otwieram usta, by się przedstawić, wystawia dłoń. - Nie musisz się przedstawiać. Od czasu, gdy zgłosiłaś się na ochotnika, wszyscy cię rozpoznają - wzrusza ramionami. Po chwili podaje mi  strój. - Będziesz dziewczęca i przerażająca jednocześnie. Pamela o to prosiła.
Po spotkaniu z trójką stylistów, nie wstydzę się już kolejnej mieszkanki Kapitolu. Normalnie zakładam - jak się później okazuje - złotą suknię z łusek przypominających ostrza noży. No tak, słyniemy z wyrobu broni.
Przeglądam się w lustrze. Nie wyglądam najgorzej. Może nie jest to jakiś wymyślny strój, ale... chyba wystarczy, by zwrócić uwagę  widowni.
- Nie zrozum mnie źle, Enobario - odzywa się kobeta. - Nie sądzę, że zdobywanie sponsorów jest twoją mocną stroną. Postaraj się o dobrą ocenę z Pokazu Indywidualnego - uśmiecha się lekko. Ma racje. Nie potrafię poradzić sobie ze zdobywaniem sympatii.
- Okej - odpowiadam szybko. Stylistka prowadzi mnie na najniższe piętro budynku; okazuje się, że idziemy do poczekalni wypełnionej rydwanami ustawionymi w rzędzie. Pojedziemy nimi do Kapitolu. O ile wszystkie konie są ciemne, o tyle te należące do Jedynki charakteryzują się umaszczeniem białym jak śnieg. Nieskazitelne.
Podchodzi do mnie Brutus, zaraz za nim Pamela, a na końcu Aulus. Chłopaka ubrano w nagolenniki i spodnie złożone z takich samych łusek, podobnie i górną część uzbrojenia. Na plecach przewieszono mu lśniącą maczetę.
- Wyglądacie świetnie - komplementuje Pamela. Przytakuję jej i  spoglądam na  zebranych już trybutów. Zawodników z Szóstki przebrano za piratów, dziewczynę z Jedynki odziano w wielką, piękną suknię, wręcz barokową. Panuje na niej ogromny przepych, przyciągający i utrzymujący uwagę na dziewczynie. Rude włosy spływają swobodnie po jej ramionach.
Trybuci z Dwunastki znowu otrzymali strój górników.
- Uśmiechajcie się i machajcie. Tylko tyle - Pamela upewnia się, że wszystko rozumiemy. - Ale jestem podekscytowana! Musicie skraść ich serca! - jęczy.
Jakiś czas później rozbrzmiewa głos tego samego instruktora, który zapraszał nas do wind.
- Trybuci, zapraszam do rydwanów! - wykonujemy polecenie. Przełykam ślinę, poprawiam włosy i czekam na wystrzał oznaczający początek uroczystości. Chwilę potem moje życzenie się spełnia.
Rusza Jedynka. Wita ich głośny okrzyk publiczności... Następnie jedziemy my. Zanim ogarnia nas chwilowa ciemność, Aulus puszcza mi oczko. Na zewnątrz wyjeżdżamy dopiero po chwili. Nas również wita głośny okrzyk publiczności, nieco cichszy, ale wciąż satysfakcjonujący.
Masa światełek uderza w moje oczy. Staram się jednak wytrzymać i cały czas posyłać wszystkim uśmiechy. Ludzie skandują imiona poszczególnych zawodników, przewija się nawet moje. Największe nerwy zbiera "Nathan". Czym ten głupi chłopak zasłużył sobie na ich uwagę? Tym, że zgłosił się za swoją głupią siostrzyczkę? Chyba sobie żartują.
W końcu docieramy pod olbrzymi balkon wypełniony po brzegi sponsorami. Kiedy wszystkie rydwany docierają na miejsce, na samym środku pojawia się sam Prezydent Snow. Od ostatnich Igrzysk zdecydowanie się postarzał.
- Witam, witam! - krzyczy głośno. Następuje głucha cisza, nie słychać nawet jadących poza trybunami samochodów. Prawdopodobnie wszyscy mieszkańcy Kapitolu postanowili nas obejrzeć. - Witam zebranych, a co najważniejszych, witam naszych kochanych Trybutów! - gromkie brawa. - Dzisiejszą Paradę uznajmy za uroczyste rozpoczęcie Sześćdziesiątych Drugich Głodowych Igrzysk. Dziękuję za wysłuchanie! - tylko tyle miał nam do powiedzenia. Po chwili odchodzi, my także odjeżdżamy na pięknych koniach. Towarzyszą nam okrzyki zachwyconej widowni.
Po opuszczeniu pojazdów kierujemy się do naszych apartamentów. Okna, wcześniej schowane za zasłonami, obecnie nagie, wyglądają szczególnie imponująco w nocy. Widzę wychodzących z Ośrodka ludzi, olbrzymie budynki. Skoro ja mam takie piękne widoki to jak to wygląda z najwyższego piętra?
Wszyscy zasiadamy do posiłku. Biorę surówkę i czekam na słowa ze strony mentora.
- Jutro spotkamy się tutaj o siódmej, godzinę przed treningiem – informuje nas Brutus. Przytakujemy i spoglądamy na siebie. W oczach Aulusa kryją się iskierki zadowolenia. Posyłam mu krótki uśmiech… Lubię go. Naprawdę go lubię. Szkoda, że został wylosowany! Będę musiała go zabić, ale... cały czas pocieszam się, że to nie moja wina. W końcu nie chciałam z nim walczyć... Chciałam tylko zyskać tytuł zwycięzcy. On też nie będzie miał skrupułów!
Po kolacji, kierujemy się do swoich apartamentów. Kiedy ściągam koszulkę, drzwi uchylają się. Do pomieszczenia wchodzi trybut z mojego dystryktu, najwidoczniej nieokrzesany. Kiedy ja się zasłaniam, tylko parska śmiechem.
- Daj spokój, Enobaria, kąpaliśmy się w jednej wannie – faktycznie. Kiedy byliśmy mali, przyjaźniłam się nie tylko z Shaną, ale i Aulusem. Dopiero po jakimś czasie się od niego oddzieliłyśmy; różnice płciowe wzięły górę. On poszedł do licznego grona znajomych, my zamknęłyśmy się w dwuosobowym kręgu. Tak to jest, gdy jedna osoba postanawia pójść za popularnością.
- Od tamtego czasu minęło kilkanaście lat – odpowiadam zakrywając się rękoma. – Wiesz, nie powinieneś tutaj tak wchodzić. Zresztą, czego chcesz? – pytam wreszcie.
- Chciałem tylko zapytać o… - zaczyna. – O Dożynki. Dlaczego się zgłosiłaś? – w jego głosie wyczuwam nutę żalu.
- Myślałam, że to oczywiste – mówię łagodnie. – Ostatnia szansa na zwycięstwo. Nie wiedziałam tylko, że ciebie wylosują – wzruszam ramionami. Od krótkiego czasu wcale nie obchodzi mnie to, że trafię na arenę z bratem bliźniakiem swojej przyjaciółki. Mógł poprosić kogoś o zabezpieczenie; jakiś głupi kolega na pewno by się za niego zgłosił.
- Zawsze powtarzałaś, że nie zależy ci na wygranej – przypomina. Nagle opanowuje mnie nieopisana agresja. Podchodzę do niego, zakładam ręce pod piersi i posyłam mu najgroźniejsze spojrzenie na jakie mnie stać.
- Najwidoczniej trochę się zmieniło. Wyjdź.

I wychodzi.

~~~~~~~~~~~~~

Witajcie!

Bardzo przepraszam was za te beznadziejne opóźnienie. Word mi nawala, nie mogę robić akapitów, nie wiem co się dzieje. Dodatkowo nie mogą napisać poprawnych dialogów... Próbowałem w internetowym wordzie, ale nie działa stawianie myślników. Macie jakiś pomysł na program? Najbardziej zależy mi na akapitach.Dziękuję za wszystkie komentarze. Następny rozdział pojawi się 1 lutego.

wtorek, 16 stycznia 2018

Rozdział 1

                Nadszedł dzień moich ostatnich Dożynek. Ostatnia szansa na wzięcie udziału w Głodowych Igrzyskach, krwawym turnieju organizowanym przez władze Kapitolu. Nie mogę zaprzepaścić tylu lat treningu. Muszę pokazać na co stać urodzoną zwyciężczynię, Enobarię Valley. To będzie ceremonia roku!
Kilkanaście minut wcześniej rozpuściłam ciemne włosy sięgające piersi i zrobiłam lekki makijaż. Zazwyczaj nie dbam o swoją aparycję – chodzę w końskim kucyku, wracam z treningów cała posiniaczona i brudna… Można nazwać mnie całkowitym przeciwieństwem delikatnej siostry, Keary. Wygląda jak typowa ślicznotka z Dystryktu Pierwszego – długie, jasne włosy, zgrabne nogi i piękna, nieskazitelna twarz. Kompletnie do siebie nie pasujemy.
                Otwieram szafę. Wszędzie widzę krótkie spodenki, zwykłe koszulki i… cztery sukienki. Trzy za duże, jedna idealna. Wszystkie służą za odzież Dożynkową.  Biorę tą pasującą, ładną, kupioną w prezencie przez siostrę i matkę. Zakładam ją dopiero po chwili. Do lustra podchodzę jeszcze później, nieco niepewna tego, co mnie tam czeka. Kiedy wreszcie zdobywam się na odwagę, drzwi do pokoju otwierają się z hukiem. Staje w nich Keara. Szesnastoletnia dziewczyna zdążyła mnie niedawno przerosnąć. Może to wina nieco dłuższych szpilek?
— Czego chcesz? — pytam odwracając się w jej stronę. Podchodzi bliżej, ogląda i wygładza materiał ubrania. Następnie oddala się i rozchyla usta w uśmiechu.
— Wreszcie wyglądasz jak dziewczyna! — piszczy z euforią wypisaną w oczach. — To jest tak samo dziwne, jak to że trybut z Dwunastki kiedykolwiek wygrał Igrzyska! — żartuje. Śmieję się mimo woli. W tym samym momencie w drzwiach stają rodzice; niedawno ukończyli trzydziesty ósmy rok życia. Właśnie mija dwadzieścia lat odkąd tata wrócił ze swoich Głodowych Igrzysk. Zawsze go za to podziwiam. Najlepsze są jednak zazdrosne spojrzenia ludzi – idealne, zachwycające uczucie.
— Dziewczynki, nie możecie się spóźnić — komentuje uśmiechnięta mama. To szczupła kobieta o długich, brązowych włosach. Ja bardziej przypominam ojca, przystojnego jak na swój wiek bruneta o ostrym wyrazie twarzy. Nie ma co do tego wątpliwości. A co z moim bratem? On również poszedł w jego ślady. — Martwicie się? — zadane pytanie wytrąca mnie z równowagi. Nie zamierzam mówić nikomu o swoich zamiarach. To swego rodzaju niespodzianka… Mam nadzieję, że miła.
— Nie, przecież nic wielkiego nas nie czeka — odpowiada łagodnie Keara. – Jak zwykle zgłosi się jakaś zbyt pewna siebie krowa, która zginie z powodu swojej głupoty. Nic nowego – wpada w śmiech. Oburzona mina ojca świadczy o jego niezadowoleniu. Krowa? Naprawdę zostanę krową?
— Nie chciałabyś spojrzeć na to nieco inaczej? Warto byłoby spróbować poprawić opinię Dystryktu — wszystkie słowa wypowiada rzeczowym tonem. Jego słowa dają mi do myślenia. Może on chce zobaczyć swoją córkę na wielkim ekranie? To byłoby całkiem miłe. Poza tym jego byli sponsorzy – o ile jeszcze żyją – będą mogli zostać moimi.
— Wiesz, jakoś nie chcę ginąć na arenie. Zresztą, zostały mi jeszcze dwa lata — dopowiada blondynka.
— Nie ważcie się iść na rzeź. Przygotowanie nie oznacza zwycięstwa… — rozpoczyna swój kolejny wywód. – Wiecie przecież, że Dystrykty Pierwszy i Czwarty również otrzymały swoje Akademie. Niesłusznie, ale jednak — najwidoczniej zauważa nasze znudzone miny, bo ponagla nas ręką. — No, już, idźcie. Spotkamy się po Dożynkach w domu. Ja i ojciec wyjdziemy za piętnaście minut — chyba trochę się mylisz, mamo. Czeka na ciebie pałac sprawiedliwości.
                Dwójka składa się z kilkunastu niewielkich wiosek, Wioski Zwycięzców i jednego Centrum. W tym ostatnim znajduje się Akademia, różnego rodzaju sklepy i galerie handlowe oraz Pałac Sprawiedliwości, najważniejsze miejsce w każdym Dystrykcie. Nasz zbudowany jest z pięknego, aczkolwiek zwyczajnego materiału. Jedynie Dystrykt Pierwszy może pochwalić się pięknym i ozdobnym budynkiem. Niemniej, właśnie w tym miejscu odbywają się Dożynki, zawierane są związki małżeńskie i inne uroczystości.
W wędrówce towarzyszy mi własna siostra. Opowiada o swoich adoratorach, a ja udaję, że ją słucham. W rzeczywistości nie mamy wiele wspólnego. Właśnie z tego powodu znalazłam sobie przyjaciółkę – Shanę, bardzo niską dziewczynę o krótkich, ciemnych włosach. Ostatnio bardzo dużo rozmawiamy. Jej również nie opowiadałam o swoich zamiarach. Mam tylko nadzieję, że jej brat bliźniak, Aulus nie będzie chciał wziąć udziału w Igrzyskach. Wtedy pokrzyżowałabym mu plany.
- Wiesz, chyba do nich pójdę – z zamyślenia wyrywa mnie przepełniony litością głos siostry. Rozglądam się, zauważam machający do niej tłum młodych ludzi. Uśmiecham się tylko i puszczam ją wolno. Nareszcie.
Długo nie podróżuję sama. Już po chwili w ramię uderza mnie wspomniana Shana… Wygląda na rozbawioną.
- Czy mi się wydaje, a może naprawdę zmalałaś? – żartuję uderzając ją w ramię. Dziewczyna udaje oburzoną.
- Czy mi się wydaje, a może jesteś ślepa? – puszcza mi oczko. Kiedy zwraca uwagę na moją kreację, wybucha gromkim śmiechem. Czuję lekkie zawstydzenie. – Enobaria Valley, co ty na siebie włożyłaś? – spoglądam na jej wybór. Dżinsowe spodenki, biała koszulka i czarne trampki. Cóż, przynajmniej adekwatnie do podłoża – bezchmurne niebo, prażące słońce i  sympatyczna atmosfera. Jak Dożynki wyglądają w dystryktach dla mięczaków? W Dwunastce pewnie wszyscy płaczą.
- Wiesz, przynajmniej ja uratuję nasz Dystrykt od śmiechu. Jeśli cię wylosują, nie będę ratować cię przed ośmieszeniem! – parskam.
- Och, poradziłabym sobie lepiej od ciebie! – wątpię. - Pospieszmy się, bo jeszcze zabiją nas Strażnicy Pokoju! – przewraca teatralnie oczyma. – Jako seksowne osiemnastki, nie będziemy mogły powiedzieć, że zgubiłyśmy się w tłumie ludzi – wspomnienia z Shaną napawają mnie swego rodzaju poczuciem winy. Może nie powinnam dobrowolnie zgłaszać się na Igrzyska? Owszem, bardzo tego chcę, ale czasem ważniejsi są bliscy. Powinni zrozumieć, że to moja ostatnia szansa na zaistnienie. Pragnę pozbawić życia kilku mięczaków… Tak jak robił to wspaniały Brutus, Evelynn „Czarna Wdowa” Xavier, ewentualnie Kathy Morris.
Moje przemyślenia przerywają nabierające na sile głosy ludzi. Ustawiamy się w kolejce do pobierania krwi – muszą upewnić się, że wszyscy ludzie dotrą na miejsce. Identyfikowaniem ludzi zajmuje się popleczniczka Kapitolu, starsza kobieta z rudymi włosami spiętymi w kok. Jak zwykle wygląda na niezadowoloną. Głupia szmata.
Kiedy wreszcie nadchodzi moja kolej, szarpie moją dłoń i wbija igłę w opuszek palca. Przykłada go do skanera w celu potwierdzenia mojej obecności. Mogę ustawić się w tłumie dziewcząt w swoim wieku. Podzielono nas ze względu na płeć i rok urodzenia.
Mam czas na przyjrzenie się wszystkim rówieśniczkom. Wszystkie wyglądają na naprawdę pewne siebie – Valerie Princibale, mistrzyni łuku. Evangeline Brownie, najszybsza w Akademii… Ja, idealna w każdym calu. Warto wspomnieć o ich wzroście – są dużo niższe ode mnie. Mierząca nieco ponad sto pięćdziesiąt dziewięć centymetrów Shana nie widzi ani skrawka sceny.
- Seksowne osiemnastki? Jeszcze musisz urosnąć – rzucam krótko. Dziewczyna uderza mnie w ramię i kręci lekko głową. Nienawidzi, gdy żartuje się z jej wzrostu.
- Tobie za to przybyło zmarszczek! – przekomarza się. W tym samym czasie na scenę wchodzi Pamela, opiekunka naszego Dystryktu. W dniu dzisiejszym postawiła na kiczowaty makijaż w stylu Kapitolu. Najwidoczniej przetrwała kilka operacji plastycznych, m.in. ust, bo wydają się większe o jakieś pięć rozmiarów. Żadna kobieta nie chce przeminąć wraz z czasem. Ona szczególnie. Wszelkie skazy zakrywa toną jasnego pudru. W oczy rzucają się także różowe rzęsy i wykonturowane piersi. Poza tym ta kiczowata sukienka… sięgająca tyłka firanka. Krótko mówiąc, lafirynda.
- Witam, witam! – rozpoczyna skrzekliwym głosem. – Mieszkańcy Dystryktu Drugiego, chciałabym podziękować wam za obecność na sześćdziesiątej drugiej edycji corocznych Dożynek! Już dzisiaj wyłonimy wspaniałego chłopca i wspaniałą dziewczynkę, którzy z dumą zaprezentują wasz dystrykt na arenie – uśmiechnęła się. Po placu przetaczają się gromkie brawa, sama do nich dołączam. Shana piszczy jak oszalała, moja siostra tańczy z swoimi koleżankami. Udziela mi się wspaniała atmosfera, zachęcająca do zgłoszenia się  do Igrzysk.
Kiedy kobieta włącza film opowiadający o Mrocznych Dniach, zapada głucha cisza. Przerywa ją jedynie głos z wielkiego wyświetlacza. Użycza go Prezydent Snow; opowiada o rebelii, o stworzeniu Głodowych Igrzysk i ich zasadach. Dwudziestu czterech trybutów, po dwóch z każdego dystryktu, zostanie zmuszonych do walki na arenie. To ostatni dzwon na zastanowienie. Spoglądam na wesołą Shanę, potem na pewną siebie Kearę, a na końcu... Mój brat najwidoczniej gada gdzieś z kolegami. No trudno. Muszę to zrobić. Pokażę wszystkim na co stać Enobarię Valley.
Nagranie się kończy. Pamela kontynuuje swój bezsensowny monolog – coroczna śpiewka. Opowiada o zaszczytach przysługujących(głównie kasie i mieszkaniu) zwycięzcy, powtarza słowa Prezydenta.
- Czas rozpocząć głosowanie. Na pierwszy rzut oka pójdą dziewczynki – podchodzi do jednej z pul i zanurza w niej rękę. Zanim zdąży cokolwiek powiedzieć, otwieram usta i krzyczę najmocniej jak potrafię:
- Zgłaszam się na ochotnika!
W jednej chwili czuję na sobie tysiące par oczu. Czy wszyscy dobrze słyszeli? Niemal natychmiast przybieram kamienny wyraz twarzy. Wiem, że wszystkie kamery szukają mojej twarzy w powoli rozchodzącym się tłumie.
- Och, mamy ochotniczkę! Wspaniale, wspaniale! – krzyczy rozweselona Pamela. – Chodź na scenę, kochaniutka. Pokaż się całemu Panem! – jej słowa traktuję jak rozkaz. Tłum robi mi miejsce, wszędzie słyszę podekscytowane szepty. Gdzieś w oddali jakaś dziewczyna wypowiada imię „Keara” i „siostra”.
Stukot  moich obcasów odbija się od wyrównanego betonu. W stronę kamer spoglądam dosłownie na chwilę, wchodząc po schodkach na scenę. Kiedy wreszcie docieram na miejsce, kieruję wzrok na swoich rodziców. Matka płacze w ramię ojca. On sam przywołuje na twarz szeroki uśmiech. Idę w jego ślady – perliście i pięknie.
Kobieta z Kapitolu dotyka mojego ramienia.
- Jak się nazywasz, skarbie? – pyta.
- Enobaria. Enobaria Valley – odpowiadam z satysfakcją w oczach.
- Dobrze, poczekaj tutaj na swojego towarzystwa – rusza do puli z nazwiskami chłopców. Wszyscy się na mnie patrzą. Unikam spojrzeń siostry, brata i Shany. Staram się wpatrywać tylko i wyłącznie w losowych ludzi, których kojarzę z widzenia.
- Aulus Wallberg!
Dwa słowa odbijają się echem w moich uszach. Co? Shana Wallberg. Aulus Wallberg. Właśnie spełniają się moje najgorsze przypuszczenia. Idę na rzeź z bratem bliźniakiem swojej najlepszej przyjaciółki. Nie będę mogła go zabić…
Osiemnastolatek, z początku zdziwiony, następnie rusza pewnie w kierunku sceny. Kiedy dociera na miejsce, uśmiecha się pięknie do widowni i unosi moją dłoń. Gromkie brawa. Serio, idioci? I tak wiem, że wszyscy chcecie wyrwać mi wszystkie włosy.
- Trybutami reprezentującymi Dystrykt Drugi na Sześćdziesiątych Drugich Głodowych Igrzyskach są Enobaria Valley i Aulus Wallberg! Gratulacje! – krzyki stają się jeszcze głośniejsze. Wreszcie spoglądam na siostrę; koleżanki dotykają jej ramienia, gdy ona obojętnie się we mnie wpatruję. Nie patrzę już na Shanę.
Strażnicy Pokoju zabierają nas do Pałacu Sprawiedliwości. W środku jest nieco pusto; może dlatego, że znajdujemy się w swego rodzaju poczekalni. Wszędzie powieszone są obrazy, postawiono także dwie brązowe kanapy.
W ogóle nie rozmawiam z Aulusem. Już po chwili wchodzimy do osobnych pomieszczeń, wyglądem przypominających biuro. Znajdują się tutaj  regały z książkami, stół stojący na drewnianej podłodze i malunek powieszony na zielonej ścianie.
- Poczekasz tutaj na bliskich – instruuje jeden ze Strażników. Zaraz opuszcza pomieszczenie i wpuszcza całą moją rodzinkę. Matka natychmiast mnie obejmuje.
- Córeczko, coś ty najlepszego narobiła? – zanosi się płaczem. – Dlaczego się zgłosiłaś? Obiecywałaś, obiecywałaś, że nie pójdziesz na tą rzeź dobrowolnie! – wrzeszczy.  Szczerze mówiąc to nie wiem co odpowiedzieć. Na szczęście do rozmowy wtrąca się ojciec.
- Enobaria, wiem, że podjęłaś słuszną decyzję. Wrócisz, córeczko, wierzę w ciebie – klepie mnie po ramieniu. Rodzicielka odrywa się od mojej osoby i ustępuje mu miejsca. – Załóż sojusz z trybutami z Dystryktu Pierwszego i Czwartego, ale im nie ufaj. Pamiętaj, że jesteś najlepsza – całuje mnie w czoło.
Następnie przychodzi kolej na Kearę i Cezara. Dziewczyna nieśmiało mnie przytula.
- Hej, ja wrócę – mówię z pewnością w głosie. – Nie zgłosiłam się, żeby umrzeć. Poradzę sobie – klepię ją po plecach. Jej łzy dają mi motywację do walki.
- Dlaczego nic nie mówiłaś? – pyta szeptem. Słyszę załamanie w jej głosie.
- Nie chciałam was denerwować. Zresztą, to nic takiego – przybieram kamienny wyraz twarzy. – Pamiętaj, nasz Dystrykt jest najlepszy. Kocham cię – do pomieszczenia wchodzi Strażnik.  Zabiera mnie tylnymi drzwiami. Brat coś mówi, ale nie do końca wiem co. — Wrócę! — dodaję jeszcze.

Stoimy na olbrzymim peronie. Słońce wciąż świeci nam w twarz, oczekujemy pociągu. Na szczęście zjawia się dość szybko. Rozpoczyna się podróż do najwspanialszego miejsca w Panem – Kapitolu.

~~~~~~~
W końcu napisałem rozdział całkowicie od nowa. ;) Póki co nie ma akcji, ale z czasem wszystko się rozwinie. ;P Stworzyłem nową zakładkę w menu.
Następny pojawi się za tydzień - 23.01.

poniedziałek, 8 stycznia 2018

Prolog

Wiele lat temu świat został zniszczony przez serię katastrof naturalnych – zabójczych susz, niszczycielskich pożarów i przerażających burz. Bezradne wobec natury okazały się nawet najpotężniejsze państwa – na kolana upadła Rosja, poddały się Chiny, Japonia… Krwawe żniwa doprowadziły do gwałtownego spadku ludzkości – 3,1 miliarda. Kolejną porcję zebrały czyny człowieka; wojny domowe, walki o jedzenie, kanibalizm… 1,3 miliarda.
Ci,  którzy wyszli z tego wszystkiego cało, osiedlili się na ruinach dawnej Ameryki Północnej. Na jej terenie powstał zupełnie nowy organizm – państwo Panem ze stolicą w Kapitolu.
Rozwój świeżo uformowanego kraju opierał się na ciężkiej pracy mieszkańców Dystryktów – okręgów otaczających wspomniany Kapitol. Stworzono ich trzynaście, każdemu przypisano odpowiedni zakres prac – Czwarty zajmował się rybołówstwem, Jedenasty dostarczaniem owoców, Dwunasty wydobywaniem węgla…
Wyzysk społeczeństwa i brutalne rządy najbogatszych doprowadziły do licznych buntów. Trzynaście dystryktów – z wyjątkiem Drugiego, lojalnego względem Kapitolu, powstało przeciwko tyranowi. W trakcie bratobójczych walk, nazywanych Mrocznymi Dniami, Dystrykt Trzynasty został zmieciony z powierzchni ziemi. Kapitol podpisał z Dystryktami Traktat o Zdradzie – gwarantował on nowe prawa i pokój. W celu zapobiegnięcia kolejnym buntom, władze postanowiły stworzyć turniej zwany Głodowymi Igrzyskami. Każdy z Dwunastu Dystryktów zobowiązał się do wystawienia dwojga uczestników, chłopca i dziewczynki, w wieku od dwunastu do osiemnastu lat. Mieli stanąć do bratobójczej walki na arenie – specjalnym terytorium kontrolowanym przez Organizatorów Igrzysk. Służyć za nią mogło dosłownie wszystko – od spalonej żarem pustyni po ziemię skutą lodem.  
Znaczna część Okręgów miała do tego wszystkiego negatywny stosunek. Jedynie Dystrykt Drugi zaakceptował zasady. W ramach podziękowań za pozostanie wiernym w trakcie Mrocznych Dni, otrzymał nagrodę w postaci szkolenia dzieci w specjalnych Akademiach. Dzięki temu zbierali naprawdę imponujące pule zwycięzców. Wkrótce dołączył do nich Dystrykt Pierwszy, potem i Dystrykt Czwarty. Trybuci z tych trzech dystryktów zaczęli zakładać na arenach sojusze – wspólnie zabijali najsłabszych, by na końcu pozbawić się wzajemnie życia.
Właśnie zbliża się 62 edycja Głodowych Igrzysk. Kto zwycięży tym razem?


Hejka, właśnie pojawił się pierwszy wpis na blogu - Prolog. Jeśli jeszcze nie zdążyliście się połapać, blog pisany jest na podstawie Igrzysk Śmierci. Dopiero zaczynam, proszę więc o ewentualną wyrozumiałość. Mam nadzieję, że będziecie zainteresowani historią Enobarii!
Wszelkie najważniejsze informacje są w Menu pod Tekstem. Do zobaczenia!

Template by Elmo
Snow-Falling-Effect