Po wkroczeniu do apartamentu dziennego Dwójki widzę tam jedynie
Brutusa i Pamelę, obecnie siedzących przy stole bez jedzenia, najwidoczniej
czekających na swoich podopiecznych, to jest na Aulusa i na mnie. Wyglądają na
świeżych i wypoczętych, zresztą, podobnie jak ja… Kąpiele potrafią odświeżyć
ciało. Długie, ciemne włosy spięłam w luźny kok, usta pomalowałam ciemną
szminką i zakryłam niedoskonałości innymi kosmetykami. Cały efekt psuł strój
treningowy; krótkie spodenki i koszulka z zielono-szarymi paskami na bokach. Z
boku bluzki widnieje połyskująca liczba 2. Ciekawie? Ani trochę.
Z zamyślenia wyrywa mnie skrzekliwy głos Pameli.
- Och, Enobario, nie zauważyłam cię! Witaj, witaj — piszczy.
— Cześć, cześć — rzucam tylko. Brutus kiwa głową na znak, że
mogę usiąść; postanawiam go posłuchać. Kiedy zajmuję miejsce przy kobiecie
pochodzącej z Kapitolu, opieram łokcie o blat stołu. Opiekunka patrzy na mnie z
wściekłością w oczach… Naprawdę zamierza dbać o maniery?
Aulus przychodzi dopiero po kilku
minutach; potargane włosy, biała koszulka i bokserki zdecydowanie rzucają się
włosy. Tak długo zajęło mu spełnienie wszelkich potrzeb w łazience? Chyba tylko
na to się zdobył! Przez chwilę odczuwam oburzenie, ale po jakimś czasie mam
ochotę się tylko śmiać. Dlaczego miałabym przejmować się jego wyglądem? Przecież
jest idiotą.
— Sorry — rzuca tylko. Zajmuje miejsce obok mentora,
spogląda na mechanizm przygotowujący posiłki i wybiera sobie sytą potrawkę z
kurczaka. Reszta idzie w jego ślady; ja i Pamela bierzemy sałatkę, Brutus kawał
steka i jajecznicy.
— Nie nastawiłem sobie budzika — mówi z pełną buzią. Mam
ochotę go zwyczajnie trzepnąć w łeb! Brutus powinien to zrobić, dlaczego jego
to nie denerwuje? Czy to normalne zachowanie wśród facetów? Mój potok myśli przerywa stanowczy głos
Pameli.
— Aulusie, przeżuj posiłek i dopiero zacznij mówić! —
krzyczy. — Jesteś taki sam jak trybuci z Jedenastki! Moje koleżanki zawsze na
nich narzekają! Jedzą jak świnie! — och, zawsze śmieszą mnie zawodnicy z
biednych dystryktów. Na paradach trybutów wypadają kiepsko, na pokazach indywidualnych
jeszcze gorzej, a na wywiadach nie potrafią zdobyć serc publiczności. Może nie
wygrywają dlatego, że nie potrafią pogodzić się z „przerażającą” myślą o
Igrzyskach. Po siedemdziesięciu pięciu latach powinni się do nich przyzwyczaić…
My, mieszkańcy Dwójki, świecimy dla nich przykładem.
Temat
urywa Brutus. Mężczyzna nie wygląda na zadowolonego… Najwidoczniej nie ma
ochoty wychowywać kolejnych trybutów. W karierze mentora zrobił już swoje,
wykreował dwóch zwycięzców, innym razem współpracował z Lyme i umarli im
trybuci. Czy powinnam nazywać go dobrym opiekunem? Szczerze mówiąc to nic
specjalnego dotychczas nie zrobił.
— Dzisiaj pierwszy dzień treningów. Macie jakieś plany? —
spogląda na mnie, a potem na siedzącego obok siebie chłopaka.
— Sojusz. Zamierzam
zawiązać sojusz z trybutami z Jedynki i Czwórki — informuję. Mam szczerą
nadzieję, że uda mi się wejść w przymierze z innymi silnymi osobami. Nie mówię,
że są mi jakoś bardzo potrzebni. Po prostu ułatwią mi wybicie słabych
zawodników, potem zwyczajnie załatwię ich. Mam nadzieję, że również tak
rozumują; w końcu na arenie nie ma czasu na sentymenty.
— Dobrze. Aulus? — zwraca się do chłopaka. Z powodu wydarzeń
ostatniej nocy, mam ochotę trzepnąć go w twarz. Nie zrobię tego tylko dlatego,
że potrzebuję z nim sojuszu. Nie ośmieli się tego podważyć.
— Pogadam z chłopakami z Jedynki i Czwórki — odpowiada bez
jedzenia w ustach. — Myślę, że się zgodzą. Jeśli nie, trudno, postawimy na tę
idiotkę z Jedynki i słabeuszkę z Czwórki — wzrusza ramionami. Obrabianie pleców
Beauty może okazać się poważnym przewinieniem. Rudowłosa na pewno zna się na
zemście. Może trzeba jej to wszystko przekazać?
— Dobra, odprowadzimy was — wszyscy wstajemy od stołu.
Czekamy aż Aulus się ubierze i wreszcie opuszczamy pomieszczenie. Zjeżdżamy
windą na najwyższe piętro; po drodze spotykamy jakichś trybutów, chyba z
Jedenastego Dystryktu. Zawsze zastanawiałam się dlaczego przeważają tam
czarnoskórzy ludzie.
Brutus posyła ich mentorowi, wysokiemu mężczyźnie z plakietką
Chaff, groźne spojrzenie. Został mu charakterek wyszkolonego trybuta,
urodzonego lidera silnej grupy. Aroganckie ścierwo…
W końcu docieramy do mosiężnych
drzwi. Rozstajemy się z opiekunami i wchodzimy do środka. W moje oczy rzucają
się stoiska z różnymi rodzajami broni oraz masa instruktorów czekających na
pytania zawodników. W środku ćwiczą już także trybuci z Jedynki, Trójki,
Czwórki, Szóstki i Dwunastki.
Jestem na tyle zaaferowana odkrywaniem coraz to nowszych
stanowisk, że prawie nie zauważam, gdy Aulus podchodzi do chłopaka z Dystryktu
Czwartego. Przyglądam się swoim potencjalnym sojusznikom - Mercy z Czwórki
całkiem sprawnie wbija kastety w manekiny, Aidan z tego samego Okręgu nieźle
włada siekierą, a Obsidian z Jedynki niesamowicie posługuje się mieczem.
Cholera. Do kogo najpierw podejść?
Najpierw pokażę na co mnie stać. Z najbliższego stanowiska
zabieram zwykły nóż bojowy, moją ulubioną i najpraktyczniejszą broń. Następnie
wchodzę na pole z dziesięcioma manekinami.
- Zaczynać? – pyta stojący obok instruktor. Kiwam głową na
znak, że jestem gotowa. Sekundę później trzy manekiny na raz pędzą do mnie na
dziwnym mechanizmie. Podbiegam do jednego z nich, rozcinam jego twarz ostrzem i
zajmuję się kolejnymi dwoma. Jeden z nich dostaje kopniaka w twarz, drugi nóż w
głowę.
Niestety, nadchodzi salwa w postaci pięciu takich manekinów.
Rzucam bronią w najbliższego - trafiam go w ramię. To wystarczy, żeby padł na
ziemię. Wyciągam brutalnie broń i pozbywam się kolejnych trzech. Jeden z nich
prawie do mnie dobiega, jednak w porę zadaję mu ranę w pomalowaną na czerwono
twarz.
Trening zostaje zakończony. Kiedy tylko opuszczam wyznaczone
miejsce, instruktor zaczyna ściągać "ciała" i wstawiać nowe. W tym
czasie przybyło zaledwie kilka osób. Dalej jesteśmy przed czasem...
Przyglądam się poczynaniom Aulusa. Najwidoczniej nie wyszło
mu z Aidanem, bo ćwiczy przy stanowisku z oszczepami. Rzeczywiście idzie mu
bardzo dobrze; każda broń dociera do wyznaczonego celu. Na mojej twarzy pojawia
się uśmiech satysfakcji. Jego miejsce zastępuje zdziwienie, gdy do mych uszu
dobiega głośny, dziewczęcy głos.
- Ty musisz być Enobaria!
Odwracam się w kierunku, z którego dochodzi. Przede mną stoi
rudowłosa dziewczyna z Dystryktu Pierwszego. Szeroko się uśmiecha. Odwzajemniam
ten jakże miły gest.
- Beauty Haynes, trybutka z Jedynki! – och, jaka dumna. Przez
chwilę przyglądam się jej uważnie; z bliska wygląda jeszcze lepiej niż w
telewizorze. Długie, rude włosy sięgają pasa, brązowe oczy przeszywają mnie na
wylot, a idealnie gładka twarz wzbudza zazdrość wielu dziewczyn trenujących w
Ośrodku. Zasługuje na tytuł najpiękniejszej trybutki tych Igrzysk…
— Tak, mam na imię Enobaria — odpowiadam. Kompletnie zapominam
jak powinnam się w takiej sytuacji zachować! Powinnam się cieszyć, że to ona
postanowiła postawić pierwsze kroki... co robię? Psuję wszystko.
— Widziałam wasze wczorajsze stroje — piszczy głośno. Zwraca
na siebie uwagę gromadzących się zawodników. Prawdziwa dama, no nie? Jestem
pewna, że mogłaby zabłysnąć w Kapitolu. Jako aktorka czy dziennikarka… Szkoda,
że nie będzie miała szansy tego spróbować. W końcu polegnie na arenie! — Bardzo
ładne — w jej głosie wyczuwam sztuczność.
— Dzięki — chcę jak najszybciej urwać temat o Paradzie. W
przeciwieństwie do rudowłosej, nie interesuję się modą. Właśnie z tego powodu
przechodzę do konkretów. — Prosta sprawa, Beauty — staram się brzmieć łagodnie.
— Powinnyśmy trzymać się razem. Wspólnie zniszczymy tych słabiaków! — przy
ostatnich słowach podnoszę głos, by wszyscy dobrze słyszeli o naszych
zamiarach. Kilku zawodników z słabych Dystryktów spogląda w naszą stronę.
Osiemnastolatka śmieje się głośno. Po chwili przybiera
jednak poważny wyraz twarzy, odgarnia rude włosy na prawą stronę i odpowiada
stanowczo:
- Czuję, że się polubimy.
Postanawiam kontynuować rozmowę.
— Bierzemy jeszcze kogoś? — to pytanie retoryczne.
- Jasne. Co z chłopakiem z twojego Dystryktu? - pyta
zaciekawiona. Zmierzamy do stanowiska z tarczami do strzelania z łuku.
Najwyraźniej to jej ulubiona broń - dość popularna wśród dziewcząt z Jedynki.
— Cóż, mówił, że w porządku — trochę kłamię. — A ten blondyn
z twojego? — dodaję.
— Och, to idiota — Beauty przewraca teatralnie oczyma. —
Kiedy próbowałam z nim o tym rozmawiać, milczał. Zwyzywał Summer, bo próbowała
przemówić mu do rozsądku — tłumaczy. Szkoda. Wygląda na silnego zawodnika -
potężnego sojusznika i groźnego przeciwnika jednocześnie. Wszystko się
komplikuje. — Możemy spróbować z Czwórką.
— Aulus rozmawiał z Aidanem, ale chyba nic z tego — kręcę
głową.
- Och, pozwól, że to załatwię - przewraca oczyma. W jednej
chwili poprawia biust, czochra włosy i rusza w kierunku trybuta z Czwórki.
Chłopak opiera się o kolumnę przy stoisku z toporami, najwyraźniej odpoczywa.
Kiedy podchodzi do niego rudowłosa, prostuje się i spogląda w jej oczy.
Podchodzę bliżej, by lepiej wszystko słyszeć.
A może lepiej widzieć? Na moją twarz wstępuje zaskoczenie,
gdy osiemnastolatka zaciska palce na kroczu trybuta, oblizuje seksownie usta,
po czym zbliża je do jego ucha. Szepcze coś, ten prędko odpowiada. A ona? Ona
odchodzi z porażającym wdziękiem i klasą. Czwarty odprowadza ją wzrokiem
przepełnionym pożądaniem. Beauty jest zdecydowanie ładną osobą, wyróżniającą
się z tłumu. Długie, zgrabne nogi bez dzieci w kolanach, w miarę dobry biust i
szerokie biodra. Chodzący seksapil. Wielu mężczyzn z Kapitolu oddałoby mnóstwo
pieniędzy, żeby spędzić z nią choćby jedną noc.
Kiedy dziewczyna powraca, śmieję się cicho.
- No, to załatwiłaś nam sojusznika – posyłam jej uśmiech. –
Jeśli na arenie będzie równie twardy jak teraz twardy jest jego penis,
przetrwamy do finału – zastanawiam się skąd we mnie tyle głupich myśli. Nigdy
nie żartowałam sobie z takich rzeczy. Uważałam – a może uważam – to za
dziecinne.
- Wątpię – dziewczyna wygina twarz w grymasie niezgody. –
Oni wszyscy tacy są. Wielcy kozacy, a jak przychodzi co do czego to nawet
zachować się nie potrafią – wzrusza ramionami. – Idę trenować. Pogadasz z tą
miernotą? – wskazuje palcem na Mercy.
- Jasne. Potem wszystko ci opowiem – zaraz po tym ruszam do
stoiska z kastetami. O ile z daleka wygląda na niską, o tyle z bliska
szesnastolatka okazuje się naprawdę wysoka. Patrzę na nią i zakładam ręce pod
piersi, uwydatniając biust. Nie zamierzam okazywać jej szacunku.
- Enobaria – rzucam na wstępie. Najwidoczniej wytrącam ją z
równowagi, bo podskakuje i łapie się za serce. Mam mieć sojusz z taką
strachliwą lalunią? Lepszy rydz niż nic.
- Mercy – odpowiada w końcu spokojnym głosem. – Coś się
stało? – w jej oczach widzę lekką dozę przerażenia.
- Chciałabym podtrzymać tradycję i złożyć sojusz z trybutów
z Jedynki, Dwójki i Czwórki – tłumaczę rzeczowym tonem. Staram się brzmieć
mądrze, ale i stanowczo. – Obecnie jest w nim Beauty, chłopak z mojego
Dystryktu i Aidan. Dołączysz się?
- Nie – odpowiada ostro. Patrzę na nią ze zdziwieniem w
oczach. Ona śmiała mi się odmówić? Powinna zgodzić się od razu. Moje ciało
opanowują najróżniejsze emocje, w głównej mierze wściekłość i chęć zemsty. –
Mam już sojusz. Sorry – uśmiecha się chytrze.
- Zetrę ci ten uśmieszek z grubej mordy – syczę wkurzona. –
Zdechniesz pierwsza – odchodzę zostawiając ją w osłupieniu. Postanawiam zebrać
wszystkich swoich sprzymierzeńców do jednego stołu. Najpierw Beauty, potem Aulus
i na końcu Aidan. Kiedy wszyscy już siedzimy i jemy zdrowe sałatki, rudowłosa
zaczyna rozmowę.
- No, to jak sprawy z naszą kochaną Mercy? – sarkastyczny
ton wywołuje w nas wszystkich śmiech. Aidan widocznie nie lubi trybutki z
swojego Dystryktu.
- Powiedziała, że ma już sojusz. Nastraszyłam ją – tłumaczę
krótko, zwięźle i na temat. Wszyscy spoglądają w kierunku stojącej niedaleko
szesnastolatki. Dziewczyna najwidoczniej nas obserwowała, bo szybko spuszcza
wzrok.
- Jest wkurzająca. Mówi, że nikogo nie będzie zabijać – mówi
osiemnastolatek z Czwórki. Co jakiś czas spogląda na uśmiechniętą od ucha do
ucha Beauty. Szykuje nam się nieszczęśliwa miłość na arenie!
- W takim razie pracujemy we czwórkę. Straciliśmy jakieś
dwie osoby – stwierdza z przekąsem Aulus. Co racja to racja… W większości
przypadków sojusz tworzyło sześć osób, a nie marne cztery. – Może zwerbujemy
kogoś z biednego Dystryktu?
- Zwariowałeś?! – mówię trochę za głośno. – Wiesz jaki
będzie wstyd? Wszyscy będą nazywać nas słabeuszami – nie podoba mi się ten
pomysł. Zdecydowanie nie powinniśmy przyjmować jakichś tępaków.
- Poradzimy sobie. Czym tak w ogóle się posługujecie? – pyta
wreszcie Aidan.
- Potrafię strzelać z łuku i… - Beauty spogląda wymownie na
pytającego. – Łagodzić ból. Mój ojciec jest lekarzem – tłumaczy.
- Głównie nóż – odpowiadam. Nie chcę zdradzać reszty swoich
umiejętności – zresztą, chyba takowych nie posiadam.
- Oszczepy, włócznie – słyszę głos Aulusa.
- No, ja walczę toporami – na końcu padają słowa Czwórki. W
pewnym momencie słyszymy gruby, donośny głos rosłego instruktora. Patrzymy w
jego kierunku. Wszyscy trybuci mają się wokół niego zebrać.
- Mam na imię Rock. Będę waszym przewodnikiem tylko dzisiaj
i jutro… Potem traficie na arenę. Wiem, że wszyscy chcecie nauczyć się walczyć
bronią – rzuca wymowne spojrzenie w kierunku trybuta z Dziesiątki. Musiał coś
przeskrobać. – Ale większość z was zginie z przyczyn naturalnych. Infekcje,
pragnienie, głód… To jest wasz prawdziwy przeciwnik. Rzućcie więc okiem na
wszystkie stanowiska. Ogień może okazać się silniejszym sojusznikiem niż
najlepszy trybut.
- A teraz… - oddycha głęboko. - Zapraszam wszystkich na
próbny trening – kiedy wszyscy ustawiamy się wokół wielkiego pola złożonego z
materaców, mężczyzna zaczyna tłumaczyć zasady. – Stwórzcie dwuosobowe grupy.
Stoczycie walkę dwa na dwa, dziewczyny na dziewczyny, chłopcy na chłopaków. Z
każdej walki wyłonimy zwycięską grupę, która potem stoczy walkę z innymi
triumfatorami. Wszystko jasne? – pyta. Przytakujemy. – Wybierzcie sobie
makietowe bronie.
- To co, kochana, para? – Beauty łapie mnie za ramię. Kiwam
twierdząco głową i biorę sztuczny nóż. Ona idzie w moje ślady. Dobrze rozumuje,
na takim polu łuk nie zda sprawy.
Za jakiś czas walkę toczy ofermowata siostra Nathana Walkera
w parze z jakąś inną piętnastolatką, chyba z Ósemki. Przeciwko nim staje
czarnoskóra z Jedenastki i jakaś bezpłciowa z Siódemki. Druga grupa wychodzi ze
starcia zwycięsko.
W końcu wchodzimy na platformę. Dziesiątka i Dwunastka stają
naprzeciwko… W dłoniach dzierżą sztuczne sztylety. Start. Jeden rzut nożem –
leży Dziesiątka. Moja sojuszniczka powala Dwunastkę tak szybko jak zrobiłam to
ja.
Aidan i Aulus wygrywają z partnerami z Dystryktów naszych
przeciwniczek. Turniej dziewcząt kończy się zwycięstwem Beauty i moim. Aulus i
Aidan przegrywają w starciu z Obsidianiem i Michaelem – chłopak z Jedynki
powalił obu.
Reszta treningu mija spokojnie. Trenuję trochę walkę nożem,
obgaduję z sojusznikami innych trybutów. Żegnam się z nimi w windzie, tuż przed
wstąpieniem do apartamentu dziennego. Czekają tam na nas Brutus i Pamela.
- I jak wam poszło? – pyta rozochocona opiekunka. –
Przygotowałam wam bardziej syty posiłek. Deseru nie będzie, bo w
przeciwieństwie do biedniejszych, musicie trzymać formę – zdążyłam przyzwyczaić
się do rygorystycznego wychowania. W Dwójce musieliśmy przestrzegać
wyznaczonych przez Akademię zasad.
- Dobrze – mówię, gdy wreszcie siadamy. – Mamy sojusz z
Beauty i Aidanem. Chłopak z Jedynki i dziewczyna z Czwórki nie chcieli – dodaję
z lekkim smutkiem w głosie.
- Idioci – komentuje Brutus. – Zmniejszają swoją szansę na
zwycięstwo. Wy sobie spokojnie poradzicie – te słowa zdecydowanie poprawiają mi
samopoczucie.
Dzisiejszego dnia zasypiam szczęśliwa.
Hejka!
Rozdziału nie było, bo czekałem na trochę więcej opinii. Trudno, blogsfera umiera, wszystko przybiera na sile. Być może niedługo nikogo już tutaj nie będzie. :c Generalnie to... jest nowy szablon, dziękuję Elmo! Mam nadzieję, że Wam się podoba. Co do kolejnych rozdziałów, cóż, będą pojawiać się co tydzień.
Zapraszam tutaj: https://robin-mroczne-czasy.blogspot.com/
Hej hej! W końcu mam czas ponadrabiać zaległosci, wiec mam nadzieję, że zdążę napisać ten komentarz, zanim dodasz nowy rozdział :D
OdpowiedzUsuńNowy szablon jest cudowny! <3
Enobaria jest tak pewna siebie i wgl nie zestresowana, że zaczynam odnosic wrażenie, jakby wgl sie tam nudziła :D
Ach, Pamiela... nie wiem, czy trybutom z biednych dystryktów kiedykolwiek będzie łatwo się "przyzwyczaić" do corocznego mordowania 23 młodziaków dla uciechy gawiedzi xd ale co ja tam wiem :D
Ha, czyli Enobaria jednak pójdzie za radą ojca i zawiąże sojuesze, mimo że uważa sie za dość fantastyczna, by poradzic sobie sama. Bardzo mi sie podobało jak opisaleś, jak ciachała te manekiny! Och, okej i zrobiła sie na początku taka zestresowana jak rozmawiała z Beauty, że zaraz zaczne je shipować, wiec uważaj xd I wgl jako że w zakładce z bohaterami Beauty to M. Petch, to nie mogę sie pozbyc sprzed oczu jej w roli Cheryl z Riverdale. Za każdym razem jak się odzywa to słyszę w głowie ten sam sposób mówienia, głos i sztuczność :D Sądzę, ze ona i Enobaria bedą tworzyć bardzo dobrą drużynę. Tzn do momentu gdy nie będę musiały sie nawzajem pozabijać.
Fajny rozdział, Beauty przypadła mi do gustu :D I nadal nie mogę doczekać się areny!
Weny życzę i pozdrawiam :)